2007-06-25

Pogrzebacz

Niemal jednym tchem przeczytałem ostatnio "Pogrzebacz Wittgensteina". Gdybym miał ową książkę przykleić do jakiegoś gatunku (bo rzecz wije się między historią, biografią, anegdotą, plotką i popularnie podaną filozofią) chyba zdecydowałbym sie na historię. Osią jest zetknięcie dwóch ważnych dla współczesnego myślenia filozofów na spotkaniu w Klubie Nauk Moralnych w Cambridge w 1946 roku - spotkania gwałtownego w którym (tu humorystyczno-anegdotyczna częśc książki znajduje punkt wyjścia) Wittgenstein w zapale ponoć wymachiwał niebezpiecznie pogrzebaczem co doprowadziło filozoficzny spór na krawędź prostackiej bijatyki.
Rozwijając spiralnie opowieść dostajemy portrety po kolei trzecio-, drugo- w końcu pierwszo-planowych uczestników zajścia. Sporo interesujących informacji biograficznych, solidne przedstawienie kontekstu historycznego w jakim spór mający tak wstydliwe w sumie apogeum się toczył. W końcu dość któtkie omówienie sedna sporu - krótkie ale z grubsza wystarczające wobec rozproszonych wcześniej w tekście informacji na ten temat.
Nie będę szczegółowo streszczał książki. Napiszę o tym co szczególnie mnie w niej zaintrygowało w trakcie lektury. Pierwsza rzecz to portret Wiednia końca XIX wieku aż po początek II Wojny Światowej. Dla ludzi pochodzących z Galicji, Wiedeń jest wjakimś sensie archetypem metropolii. U mnie w domu mawiało się "za babci Austrii" co świadczy o wciąż żywym, mimo, że nie wywodzę się z domu o specjalnych tradycjach, wspomnieniu okresu zaborów Austryjackich, żyjącym w społeczeństwie. Pewnym osiągnięciem Austrii była dość zgodna egzystencja kilkudziesięciu narodowości w jednym państwie-imperium Habsburskim.Skostnienie biurokracji imperium znane nam pośrednio i bezpośrednio z Kafki czy prześmiewczego Haszka, nie powinna przesłonić faktu, ze te wszystkie narodowości jednak z pewną dozą autonomii tam funkcjonowały. Wiedeń z przełomu wieków, ale i czasów późniejszych to miasto które skorzystało na wewnętrznej różnorodności imperium. Dość powiedzieć, że intelektualnie w latach o których mówię było to jedno z najżywotniejszych centrów myśli generujących idee, które przez cały wiek XX stały się jednymi z najbardziej nośnych i dominujących prądów intelektualnych. Począwszy od sztuki, przede wszystkim muzyki - tu tradycja była najstarsza ale i malarstwa i architektury po matematykę (Godel) filozofie i logikę (Godel, Schlick, von Hajek, Wittgenstein, całe Koło Wiedeńskie, Popper), psychologię (Freud) itd. Wymieniać by długo.
To w końcu ośrodek myśli politycznej i ekonomicznej z ogromnym wpływem na takie prądy ważne dziś jak socjaldemokracja i liberalizm.
Przerażający jest obraz tego upadku tego miasta, w ciągu dwudziestolecia zaledwie przekształacającego się z owego siedliska myśli twórczej i swobody intelektualnej w jeszcze jeden bastion faszyzmu. Przerażający i niezrozumiały - przynajmniej dla mnie. Na wiarę przyjmuję, że wstrząs jakim był upadek monarchii podkopał jakoś fundament życia społecznego. Ale co to właściwie znaczy ? Nie, tu trzeba pogłebionej analizy - to cholernie ważne, również z powodu tego co otacza nas dookoła.
Druga fascynująca sprawa, to postać Wittgensteina. To osobowość hipnotyzująca dla tych, którzy się z nim spotkali. Jego charyzma przyciągała. Nie rozumiem skąd się brała. Osobiście uważam, że ja raczej bym go nie cierpiał i unikał. Wittgenstein jakoś bardziej pasowałby mi na twórcę religii niż filozofa. Jego pierwsze i chyba najważniejsze dzieło - "Tractatus Logico - Philosophicus" ma cos w sobie z ksiąg natchnionych, choć paradoksalnie, jego celem jest usunięcie metafizyki z rozważań filozoficznych, To poemat logiczny, zwięzły i otwarty zarazem zwięzłością i otwartością poezji współczesnej. Surowy, pozornie ścisły do granic, ale wyznaczający pola interpretacyjne, wkraczenie na które budziło wściekłość samego Wittgensteina. Nie jestem w stanie w formie blogowej umieścić za dużo o tej postaci - tu trzeba książki. Dość powiedzieć, że słynne Koło Wiedeńskie uważalo go za mistrza - on jednak, spadkobierca jednej z największych fortun Austrii, której zrzekł się częściowo a częściowo opłacił nią wolność od prześladowań faszysowskich swojej rodziny o żydowskich korzeniach - traktował chyba próby zamknięcia go w jakimś nurcie z wyniosłościa i wzgardą.
Potem - Wittgenstein II (takiego podziału na ?Wittgensteina I i II dokonał Bertrand Russel) w istotnej części zrywający z poglądami "Tractatusa", ciągle gromadzący jednak wokół siebie wyznawców, ktytyczny, wyniosły, niezrozumiany we własnym mniemaniu. W sumie zagubiony.Szalenie kontrowersyjna postać oscylująca między wielkościa a śmiesznościa, tragedią i farsą.
W końcu Karl Popper - zdolny syn żydowskiego prawnika z Wiedeńskiej klasy średniej - pracowity, zakompleksiony, w zakompleksieniu swym odważny i w końcu jednak pewny siebie. Postać - jak słusznie zauważają autorzy - która nie świeci dziś takim blaskiem jak za swojego życia (właściwie twórczej jego części) - bowiem jego idee przestały być przedmiotem zaciekłej debaty - stały się częścią otaczającej nas kutlury, począwszy od niekwestionowanej już w zasadzie nalizy prawomocności teorii naukowej opartej na podatności na falsyfikację po idee polityczne, społeczne i ekonomiczne.
Rzecz warta jest przeczytania, ale warto wcześniej lub później zapoznać się z nieco głębszymi omówieniami myśli obu adwersarzy a najlepiej z ich dziełami (ja trochę znałem analizy zanim przeczytałem książkę, ale mam motywację żeby sięgnąć do źródeł, a mam takowe wśród moich półkowników). To istotna część naszej współczesnej kutury - nie sposób zrozumieć wielu sporów, które się dziś toczą bez jej znajomości.

1 komentarz:

  1. Podzielam opinie, to bardzo dobra ksiazka, i takze przeczytalem ja od deski do deski chyba niemal bez przerwy, jednym tchem. Wittgenstein jest postacia nieco demoniczna. nie pamietam dokladnie czy to informacja z owej ksiazki czy z jakiegos innego zrodla, ale o ile dobrz pamietam, zaden z jego doktorantow w koncu nie zajmowal sie filozofia: ich "mistrz" kierowal ich zawsze w strone w ktorej zaprzeczali calemu swemu dorobkowi naukowemu i sensownosci swej wlasnej pracy.
    Im wiecej mija czasu od lektury tej ksiazki tym bardziej jestem pod wrazeniem, ze Popper jest swego rodzaju przegranym ( w sensie tkwienia w swiadomosci, swiadomosci faktu istnienia, aktualnosci, wagi pogladow) i jest to sytuacja paradoksalna. Z dzisiejszego punktu widzenia mozna powiedziec ze pisal oczywistosci co jest oczywista nieprawda: on je tworzyl;-)

    OdpowiedzUsuń