2010-07-09

Mundialowe dylematy

Z Mundialem mam zawiły kibicowsko-rodzinno-moralny problem. Otóż, nie znam się w ogóle na piłce, a właściwie na żadnym sporcie. A moi teściowie są namiętnymi widzami wszelkich widowisk sportowych. Można sobie wyobrazić - mówmy wprost - pewien rodzaj politowania, jaki okazują osoby, które czują się ekspertami dla dajmy na to towarzysza przy stole który nie jest w stanie sklecić zdania na dany temat bez popadania w rażący błąd lub absolutną śmieszność.
Będąc z wizytą u nich w okolicach początku mistrzostw, żeby nie wyjść na kompletnego idiotę, który nie ma żadnego zdania, palnąłem w rozmowie, że wygra Holandia. Oczywiście pokiwano głową nad moim matołectwem i wszyscy zapomnieliśmy o sprawie. Tu zaczyna się dramat. Los chciał, że nieszczęsna Holandia doszła do finału. Wyobraźcie sobie jaka nadzieja we mnie wstąpiła, jak ostrzyłem sobie kły na ciętą ripostę. I co się dowiaduję od małżonki która rozmawiała z rodzicami telefonicznie..., że obecnie utrzymują, że od początku mówili, że wygra Holandia.
Teraz nie wiem, czy kibicować Holandii i w razie jej wygranej mieć satysfakcję z fuksem, bo fuksem, ale trafnie wytypowanego wyniku, czy Hiszpanii i w razie jej wygranej mieć satysfakcję, że jednak im się nie udało wytypować (choć ten typ to oczywiste fałszerstwo).
Z drugiej strony - ktokolwiek nie wygra, będę miał jakiś powód do zadowolenia...