2007-05-30

Niematerialne

Z wielu powodów powinienim napisać coś o tym co niematerialne. Żeby trochę samemu dojść do ładu z tym tematem, bo prowokuje mnie rzeczywistość i dlatego, że chcę kiedyś w niedalekiej przyszłości pomedytować nad liczbami, a one są czystymi abstrakcjami.
Świat, może nie przesadnie głęboko ale też i nie nazbyt naiwnie na niego patrząc, jest w zasadzie materialny. Mamy przednioty, takie jak gwiazdy, planety, kamienie, stoły, lodówki, mamy gazy i ciecze, pola, energię. No, co prawda końcówka tej listy wygląda trochę ezoterycznie i wypada trochę poza potoczne rozumienie materii, ale jesteśmy wciąż w kręgu z grubsza obiektywnie istniejącej rzeczywistości. Muszę używać takiej gardy, bo zbyt silne stwierdzenie aż się prosi o kontrprzykład. Pola i energia, mimo że pojęcia czysto fizyczne trochę trącą metafizyką. To dość grząski grunt przecież. Miliony hektarów lasów zniszczono na zapisanie sporów na ten temat. Cała walka o teorie ujmujące rzecz całościowo odbywa się na coraz to bardziej wyrafinowanym gruncie matematyki i tego co można dotknąć poczuć i zobaczyć coraz tam mniej. Ale na potrzeby wywodu, wciśnijmy to wszystko w świat materii. Z czysto psychologicznego punktu widzenia, są to rzeczy ogarnialne zmysłami wzmocnionymi może o jakąś materialną w końcu aparaturę.
Ale jest i drugi świat - niematerialny, ale jednak konsekwetnie odciskający piętno na materialnym. Świat ludzkiej kultury, symboli i znaczeń. Tu też oczywiście można wpakować się w piekło filozoficznych wywodów. Choćby takie pojęcie jak "znaczenie", tak ostro skrytykowane przez Villarda von Quine'a, tak zręcznie (ale i trochę tautologicznie) zaatakowane w próbie definicji przez Kazimierza Ajdukiewicza, którą to próbę niamal erystycznym argumentem podważył Tadeusz Kotarbiński (ech - to mnie kiedyś fascynowało z różnych, w tym i inżynierskich czysto powodów, muszę i o tym napisać w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości). Albo taki symbol - czy zgoła znak - w humanistyce (która czasem próbuje być ostra metodologicznie jak brzytwa, że użyję modnego obecnie, dzięki polityce, porównania), zasłużył sobie na całą gałąź dociekań zwaną semiotyką (też kiedyś, mam nadzieję, napiszę o moich, że uprzedzę wypadki - zakończonych klęską, zmaganiach ze zbiorem esejów Maxa Bense).
W tym drugim świecie często nie dzieje się pozornie nic wielkiego z punktu widzenia świata materialnego. Np. ktoś wypowiada zdanie. Emituje dźwięki mowy, które mimo, że modulują falę w otaczającym go gazie, ta szybko rozmywa się w jego chaosie. Dla tych, do których dotrą owe fale, przez to, że zanurzeni są w owym symbolicznym świecie, mają one moc do jego zmiany. Już to przez wspólną konwencję którą wszyscy wyznają, już to przez wzbudzenie w nich uczuć, pogłębienie wiedzy, dezaprobatę. Czym są z kolei te stany? Czy droga wiedzie przez pobudzenie do drgań odpowiednich fragmentów błony w narządzie Cortiego w tzw. ślimaku słuchaczy, stymulację odpowiednich neuronów i uruchomienie procesu dynamicznego w sieci neuronów połączonych z tymi, które zostały pobudzone? Tak odpowiedziałby czysty materialista, może nawet sam bym tak odpowiedział, ale gdzieś wewnątrz ten obraz tego zjawiska - mimo, że zgodny z mą mechanistyczną intuicją łamie się w zestawieniu z doświadczeniem tych stanów. Kolejna pułapka filozoficzna. A gdyby pójść kroczek tylko dalej, nie tylko umysły ale znacznie więcej ulega w owej chwili zmianie. Oczekiwanie wypowiedzi, samo w sobie, prowokuje kamery, skrybów a jej wygłoszenie powoduje paroksyzm w świecie fizycznym: pojawiają sie stosowne modulacje prądów w pewnych przewodnikach, pole elektromagnetyczne zaczyna drgać żeby przekazać to wszystko do odbiorników, pigment konfiguruje się na papierze dzieki pracy maszyn by nieść to niematerialne coś: treść, dalej w czasie i przestrzeni. Sam fakt, że ten proces jest antycypowany, że pojawiają sie kamery i skrybowie, tam gdzie za chwilę pojaw sie ta właśnie fala powietrza sam w sobie jest konsekwencją innych symboli i znaków uniesionych przez wcześniejsze fale powietrza, konfiguracje elektronów czy farby na papierze. I tak ad infinitum niemal, bo i te konwencje i te symbole mają swoje korzenie w innych. Poplątanie tego co materialne z tym co niematerialne - prawdziwy węzeł gordyjski poza wszelką wyobraźnią.
Logika pragmatyczna, a więc taka, która zajmuje się relacją wypowiedzi do rzeczywistości i ich praktycznym wydźwiękiem, w jednej ze swoich teoretycznych konstrukcji używa słowa "performatyw" na oznaczenie wypowiedzi zmieniającej stan świata. I nie chodzi tu tym razem o falę zmian w świecie o jakiej wspomniałem wcześniej, tylko o gwałtowniejszą jeszcze rewolucję w owym niematerialnym świecie kultury. Wypowiadajc pewne zdania, zawierające w sobie na przykad słowo "przysięgam" w odpowiednich warunkach smieniamy stan świata na taki, w którym te same czyny, które później popełniamy mają zupełnie inne znaczenie i powodują zupełnie różne skutki, niż wtedy gdybyśmy tego słowa nie wypowiedzieli.
O performatywach myślę kiedy dziś oglądam całe to zamieszanie lustracyjne - wyroki Trybunału Konstytucyjnego, teczki ze zobowiązaniami o współpracy wyciągane z IPN, oświadczenia z których nie można się już wycofać. Królestwo perfomatywów, które zostały wypowiedziane, są wypowiadane, lub bedą wypowiedziane. Niematerialne trzęsienia ziemi i katastrofy...

1 komentarz:

  1. http://markonzo.edu http://blog.bakililar.az/famciclovir/ http://accutanez.indieword.com/ sbdc irinithe http://profiles.friendster.com/cleocin#moreabout http://aviary.com/artists/Seroquel http://aviary.com/artists/Zithromax-oral http://imitrex.indieword.com/

    OdpowiedzUsuń