2007-05-19

To były dni

Miało być filozoficznie, ale doszedłem do wniosku, że rozleniwiające słońce zupełnie mnie usprawiedliwia, więc będzie zwyczajnie, tj. przy użyciu głównie zdań protokolarnych, w chronologicznym porządku z niewielką tylko liczbą dygresji.
Wczoraj póńnym wieczorem zafundowaliśmy sobie wraz z rzeszą Krakowian wędrówkę po muzeach. Noc muzeów, to jedna z najsympatyczniejszych imprez na jakie wpadło miasto. Jak się tu mieszka, w człowieku jakoś zanika potrzeba chodzenia do muzeów a jeśli to robi to znaczy, że albo ma dzieci w wieku szkolnym albo jest ekscentrykiem. Ale taka impreza masowa daje jakiś impuls - i warto!. Nie padł rekord. Odwiedziliśmy ledwie dwa. Muzeum Inżynierii Miejskiej i Muzeum Wyspiańskiego. Muzeum Inżynierii Miejskiem ma niezbyt wielką ale szalenie sympatyczną ekspozycję starych pojazdów produkcji polskiej (legendarne Junaki, Gazele, Sokoły, Syreny, Warszawy itp.). Ponieważ jeszcze z pamiętam część tej menażerii z czasów kiedy rozbijała się po ulicach, więc ogarnął mnie trochę sentyment. Poza tym mają ciekawą "zabawową" ekspozycję gdzie zgromadzili rekwizyty do różnych doświadczeń fizycznych. Można się samemu pobawić. Kółko fizyczne w podstawówce mi się przypomniało -i znowu się trochę wzruszyłem.
Potem Muzeum Wyspiańskiego. Ekspozycja dość bogata i ciekawa - młodopolskie klimaty, trochę bibelotów, trochę malarstwa i rzeźby, jakaś sztuka użytkowa. Ładne. Jest tam jednak ciekawa wystawa pt. Zielnik Wyspiańskiego, gdzie zestawione są notatki "florystyczne", tj szkice i opisy Wyspiańskiego z kolorowymi zdjęciami roślin, oraz czasami, z grafiką lub malarstwem, w których Wyspiański motywy roślinne z notatnika wykorzystał. I tak, to co wydawało się być finezyjnym ornamentem roślinnym bez oparcia w jakimś rzeczywistym zielsku, okazuje się być stylizacją prawdziwej rośliny. To jest naprawdę fajny sposób na podglądnięcie warsztatu artysty, jego sposobu patrzenia na świat. Pozwala też zrozumieć, że takie dajmy na to malarstwo to oprócz różnych tam natchnień, kawał solidnej wiedzy i ciężkiej systematycznej roboty, wnikliwych studiów nie tylko rzemiosła, ale przedmiotów. Niby się to wie. Niby się oglądało w nieskończonych reprodukcjach szkice anatomiczne Leonarda da Vinci, ale jakoś teraz to do mnie dopiero przemówiło., Podobało mi się a i mojej małżonce również.
Dziś zaś miałem małe spotkanie z człowiekiem, z którym utrzymuję ciepłą internetową znajomość. Nigdy się nie widzieliśmy a ponieważ był przelotnie w Krakowie to mieliśmy czas, zeby się poznać osobiście i zamienić kilka słów. To jest naprawdę interesujące - rozmawia się z kimś, kogo widzi sie pierwszy raz w życiu jak ze starym kumplem - bo to w sumie jest stary kumpel. Polecam - dla mnie przynajmniej, nowe ciekawe doświadczenie. No i powłóczyliśmy sie też z żoną po festiwalu nauki na rynku. Bez rewelacji, ale miło. W namiocie prowadzonym przez Wydział Matematyki i Informatyki UJ (ale się pozmieniało), miła panna zapytała mnie czy nie mam ochoty ułożyć sobie algorytmu (z kartonowyych strzałek i bloczków trzeba było ułożyć flow-chart'a). Co za pytanie! Czły tydzień człowiek układa i w wolną sobotę jeszcze... oczywiście, że nie miałem i wyłuszczyłem jej podobnymi słowy całą sprawę. Całe szczęście miała poczucie humoru. Ale za to pokazała nam robota z lego. Fajna zabawka.
Po południu - festiwal zupy na Kazimierzu. ale wpadliśmy tylko na parę sekund - tłum był nieznośny. Potem: mały wypad za miasto, małe odkrycie gastronomiczno-kulinarne w sąsiedztwie, teraz małe blogowanie i na koniec chłodzi się zupełnie już duże piwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz