2007-01-11

Nadrabiam tydzień

Ostatni weekend i kolejne dni w sumie stracone. W sobotę wybrałem się z małżonką na dzieło M.Gibsona Apocalypto. Dzięki Bogu, nie była to pierwsza randka... Pomijając okrucieństwo obrazu, mam wątpliwości co do jego przesłania. Tak tytuł jak i wprowadzający w film cytat sugerowałyby, że będziemy mieli do czynienia z jakimś freskiem ukazującym upadającą cywilizację, albo moralitetem czy czymś w tym rodzaju. Nie mamy. Napinając mięśnie interpretacyjne, mogę się zgodzić na dość błahą przypowieść i (ale to już na granicy wylewu od tego napinania) na próbę jakiegoś głębszego przesłania. Jakiego? Moje teorie idą następującymi tropami:
1. cywilizacja, która była z gruntu zła, bowiem niszczyła i zabijała, bez szacunku dla życia i wolności innych, zasłużyła na swój los i została zapomniana i zniszczona do szczętu bo wszyscy o niej chcieli zapomnieć.
2 W nawiązaniu do p.1. europejczycy (którzy są przedstawienie tylko w końcowej scenie) którzy byli bezpośrednią przyczyną zagłady owej cywilizacji przynieśli światło barbarii i powstrzymali potężną rzeż, która notorycznie miała miejsce za sprawą owej zbrodniczej kultury.
3. Kultura degeneruje się i staje się zła nie szanując życia ludzkiego, popadając w pychę (i popełniając przy tym wiele grzeszków pomniejszych, jak stosunek do dzieci, rodziny itd., co kontrast w postaciach ofiar i prześladowców bardzo podkreślał ). Rozumiem, że miały tu być jeszcze jakieś nawiązania do współczesnej "cywilizacji śmierci" jak lubią mówić niektórzy, więc dość nieudolnie dodany jest delikatny posmak moralitetu.
Ale film, głównie jest jatką od której chwilami ciężko nie odwrócić głowy. Moja żona twierdzi, że za całą historią stoi poważna choroba psychiczna reżysera, co nie jest pozbawione podstaw.
Jest jeszcze jedna teoria nawiązująca do punktów do punktu 3 (jakoś chyba sam przed sobą usilnie staram się coś z tego filmu wydobyć), że drastyczność filmu ma widzowi uświadomić, że jak jakiś Maj też napawa się przemocą i mordem. To w sumie byłoby niezłe. Jako matematyk z wykształcenia takie zabawy w samoodniesienia i gry z publicznością, jeśli inteligentnie zrobione zawsze odbieram z intelektualną frajdą. Tu jednak albo tego nie ma, albo nieinteligentnie zrobione. Frajdy nie miałem.

Niedzielę spędziłem głównie przed telewizorem, z jakichś perwersyjnych powodów nie mogąc oderwać oczu od żałosnego show, które sobie zafundowaliśmy. Mam na myśli, niesławny i niebyły ingres biskupa Wielgusa. Przez moment nawet mnie korciło, żeby wydobyć z siebie jakąś obszerniejszą wypowiedź na ów temat na tym blogu, splata się w tych wydarzeniach bowiem kilka frapujących tematów. Całe szczęście wrodzone lenistwo powstrzymało mnie przed tym krokiem. Słów wypowiedziano już dostatecznie wiele...

Dwa kiepskie widowiska w jeden weekend.

Pozostałe dni właściwie nie warte wzmianki. Ach, może poniedziałek, bo jadłem "na mieście" z moim przyjacielem. Ze smutkiem konstatuję, że czasy współczesne, ta cała ni to debata ni walka polityczna pełna dość odrażających chwytów i paskudnej retoryki, kładzie się cieniem nawet na bardzo bliskie i nie raz sprawdzone relacje między ludźmi.
Smutno się trochę robi, a nie mam właściwie nic wesołego do napisania. Dwa kolejne dnie zupełnie nijakie, dziś w zasadzie też. Za oknem wiatr. No może chociaż on wnosi jakiś burleskowy rodzaj humoru w tegotygodniową egzystencję. Otóż wychodząc dziś (póżno) z pracy zastałem dwóch podekscytowanych strażników, którzy przekrzykując się niemal opowiedzieli mi straszliwą historię zmiecionego wiatrem tojtoja, który budził grozę na parkingu przed firmą i bohaterskich ich zmagań z jego ustawieniem i zamocowaniem. No dobra, w rękach jakiegoś speca od slapstickowych komedii, może coś by z tego było. Ale w moim kiepskim humorze, znowu zbudowałem sobie z owej wypełnionej fekaliami budki szalejącej wśród samochodów jakąś metaforę współczesności.
Dość, dość. Coś konstruktywnego. Jeżeli ktoś tu zagląda zauważył, nawet na tej statystycznie kiepskiej próbce trzech wpisów, że nie jestem człowiekiem systematycznym. Postanowiłem się więc trochę zmobilizować i wprowadzam nowy dział w blogu, gdzie będę wpisywał co aktualnie czytam i na której jestem stronie. Postaram się odświeżać codziennie i nie będę kłamał. W ten sposób, w obawie przed pogardą patrzących dla mojego lenistwa, może zmuszę się do bardziej systematycznej lektury przynajmniej. A i o książkach miło będzie podyskutować, jeśli ktoś z czytelników zainteresuje się moją aktualną lekturą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz