Mgła spowiła Kraków. Właściwie jedno z moich pierwszych wspomnień z tego miasta to żółto-pomarańczowe światło latarni otulone kłębem mgły. Teraz jest tak samo. Niemal dwadzieścia lat później. Z niewiadomych przyczyn wstałem dziś o 4:30. Snułem się po domu, próbowałem zmusić mój aparat do zrobienia sensownego zdjęcia, czytałem, pisałem, liczyłem, parzyłem kawę żonie, żeby przygotować jej milsze niż zwykle przebudzenie. Potem podróż 114-ką przez białoszary kłąb, który trochę tylko się rozjaśnił - trochę matematyki w autobusie. Szkoda tej niemal godziny na głupie patrzenie się w okno albo przysłuchiwanie się szczebiotaniu studentek jadących na kampus... Praca. Cholera, jak to jest - czasem nic się tam nie dzieje, a czasem po prostu nie można się połapać w natłoku zajęć. Powrót - nadranne wstawanie odbiło się jednak: mało matematyki i nieskuteczna walka z lekką drzemką. W telewizji w kółko o wyborach: gdzieś daleko. Niech zgadnę jak głosują moi znajomi w których kubikach powieszone były rysunkowe żarty z GWB. Mgła nadal stanowi dominantę. Dopada mnie spleen. A może po prostu jestem śpiący ?
P.S. Ruszyłem z projektem o którym wspominałem. Początek powolny ale i całe tempo będzie takie: CFGDA
2008-11-04
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz