I znowu dawno nie pisałem. A luty po prostu przemknął. Jakby go nigdy nie było. Został po nim jeden żałosny wpis na blogu. Marzec też w zawrotnym tempie zbliża się do swojej połowy.
Nie uzupełniłem też listy czytanych i przeczytanych książek (dziś to zrobię) i w ogóle, stałem się zupełnym leniem.
Podczytuję sobie pracę J. Baker'a o teorii Galois. 100 stronowy skrypt ściągnięty z sieci. To żadne tam nowe wyniki, po prostu "lecture notes". Miałem oczywiście wykład tej teorii na studiach, jako częśc rocznego kursu lagebry z teorią liczb. Ale chociaż dydaktycy twierdzą, że jest to teoria tak piękna, że młode umysły ją studiujące poraża, być może jako pierwsza "dorosła" teoria matematyczna z którą się stykają, moje doświadczenie było wówczas inne. Dziś, czytając sobie powoli i bez pośpiechu, doceniam ją coraz bardziej. Bogata w praktyczne (nawet dla elementarnej zupełnie matematyki) ale i zaskakujące konsekwencje, lekka i naturalna a równocześnie elegancką i wyrafinowana. Szczególnie, że nie odczuwam przymusu więc mogę sobie robić przerwy czy wycieczki na sąsiednie działki. I taka forma obcowania z tym kawałkiem matematyki daje mi dużo przyjemności.
Ostatni skok w bok jaki zrobiłem, to wycieczka w krainę szeregów formalnych, funkcji tworzących, ciągów definiowanych rekurencją liniową, itd. Klasyka. Solidny i pożyteczny kawałek matematyki, przydający się w życiu.
Za dużo polityki dookoła, co jak czuję zjada mnie trochę od środka, bo nie umiem spokojnie do tego podchodzić. Zaczynają mnie dręczyć obawy, że w sytuacji, gdzie nikt nie słucha swoich argumentów zacznie dochodzić do jakichś okropieństw. Na biurku obok mnie, leży czekający na swoją kolej "Człowiek zbuntowany" A Camus. Przeglądam tą książkę czasami i wyrywkowo podczytuję. Wiele myśli z niej do mnie przemawia, więc musze ją sobie systematycznie i na spokojnie przeczytać. Sądzę, ze analizy Camus dotyczące buntu, natury rewolucji i mechanizmów pożerających ją od środka, autodestrukcji i wywoływania destrukcji, pewnej nieuchronności i tragiczności (z greckiej tragedii rodem) przystają do naszej dzisiejszej rzeczywistości. Wypowiedziano za dużo słów, za dużo mostów spalono. Przykre to - widzieć tak głębokie pęknięcie, do którego zasklepienia trzeba będzie chyba pokolenia.
2007-03-11
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz