To trzynasty post. Triskaidekafobia to chorobliwy lęk przed liczbą 13. Stara choroba. Zdaje się, że zapadli na nią Babilończycy - wiadomo że Kodeks Hammurabiego nie zawierał prawa 13. Czy ma to coś wspólnego z tym, że Babilończycy używali do liczenia systemu dwunastkowego i 13 była pierwszą liczbą wystającą poza podstawę systemu, sprawiającą kłopoty czy choćby tylko zaznaczającą miejsce gdzie opuszcza się przyjazną okolicę małych liczb i niewielkich skal (dom) i wkracza w krainę coraz bardziej przerażających potorów (świat) ? Taka mała psychonaliza ;).
Posługiwanie się systemem dwunastkowym też mówi nam coś o cywilizacji. Przyjęcie dwunastu za podstawę liczenia bierze się przecież z obserwacji astronomicznej - 12 to mniej więcej ilość pełnych cykli księżycowych w ciągu jednego pełnego cyklu słonecznego. Podstawa systemu odnosi się do wszechświata. Nasza arytmetyka, jakiej uczą nas w szkole, oparta jest na dziesiątce - czerpiąc natchnienie z ilości palców u rąk. Warto zestawić te dwa systemy: dziesiątkowy system pragmatycznych liczykrupów używających liczb do pilnowania swoich interesów i dwunastkowy system astronomów i mistyków. O systemie dwójkowym nie chcę nawet wspominać, bardziej prostacko się już nie da...
No dobra, żartowałem. Babilończycy też nieźle pilnowali swego a w naszej dziesiątkowej cywilizacji nie brak ani astronomów ani mistyków (czasem aż ich za dużo). System dwójkowy przyswoił dla nas bodajże Leibniz, a to ponoć za sprawą chińskiej księgi I-Cing która opisuje jak z binarnych wzorców w które losowo układają się rzucane łodygi krwawnika (albo otrzymanych w rezultacie sekwencji rzutów monetą) czerpać natchnienie do odczytywania przeznaczenia i podejmowania decyzji. Dziś dwójkowe serca tykają dookoła nas w tych wszystkich cudownych rzeczach do których zdołaliśmy się przyzwyczaić - ciągi zer i jedynek, przekształcane w inne ciągi zer i jedynek. Pusty, mechaniczny świat, któremu znaczenie nadaje puszczający to wszystko w ruch.
Oczywiście, te tykające serca, to róznego rodzaju automaty skończenie stanowe, a do opisu automatów skończenie stanowych (i nie tylko) nadają się całkiem nieźle koalgebry. Do koalgebr więc na chwilę wrócę. Otóż, mój mały program badawczy o którym wspomniałem w poprzednim poście, w pierwszej miękkiej próbie nie wypalił. Natomiast, próba owa pozwoliła mi lepiej zrozumieć o co chodzi z pojawianiem się odcinka jako końcowej koalgebry. To daje nadzieję na jakiś dojrzalszy atak w przyszłości. Zbliża się majowy "długi weekend" więc może wtedy?
Przy okazji, znalazłem polskojęzyczną stronę na której nieżle wyłożony jest (z punktu widzenia informatyki co prawda, więc w nieco innym ujęciu niż to, które mnie w tej chwili interesuje) wstęp do teorii koalgebr.
Poza tym: sporo się dzieje. Wśród moich kolegów z pracy znowu jakieś ruchy kadrowe. A ja tkwię w tym samym miejscu, a to dlatego pewnie, żem coraz starszy i bardziej nieruchawy. I zapominam, zapominam, urzędniczeję i cholera, co najgorsze, całkiem mi z tym dobrze.
W polityce też, niestety, ciekawie. Niestety, bo ciekawie oznacza ostatnio: coraz gorzej. Z tą namiętnością (internetowym politykowaniem i łapczywym rzucaniem się na wszelkie "newsy", komentarze, dywagacje), coś jednak muszę zrobić, bo zabiera mi zbyt dużo czasu i burzy mi spokój.
2007-04-16
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz